środa, 27 lutego 2013

Zapierdziel

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze! W wolnym czasie naskrobię posta, jednak póki co nie będę miała czasu. Dostałam maila od babeczek z projektu UE o kierunku zamawianym, że niewiele zabrakło mi do stypendium i mogę poprawić dowolny przedmiot. Wybrałam chemię i muszę ją wyskrobać o jedną ocenę wzwyż. Nie chce mi się cholernie, ale głupio by było zaprzepaścić taką szansę...

Trzymajcie za mnie kciuki!

Na poprawę humoru - mała małpka jeżdżąca na prosiaczku :D

 

 I jedna z moich ulubionych piosenek ;)

 

Pozdrawiam gorąco!

poniedziałek, 25 lutego 2013

Studenckie żarcie na szybko

Wróciłam z uczelni po 17 styrana jak pies... Wf, wykłady z elektrotechniki i elektroniki + czterogodzinne laboratoria z chemii. Wracając z uczelni zaszłam do sklepu, gdzie zabrakło bułek, a chleb był tylko biały (którego nie lubię raczej), więc postanowiłam wymyślić coś prostego i na szybko bez pieczywa.


SZPINAK ZE ŚMIETANĄ/JOGURTEM + MAKARON

Składniki:
  • opakowanie szpinaku (niestety mrożonego, bo świeży zazwyczaj bywa w marketach, do których mi nie po drodze)
  • średnia cebula
  • 2-3 ząbki czosnku
  • jogurt naturalny lub śmietana
  • ser żółty (ewentualnie)
  • makaron 

Cebulę zeszkliłam na patelni ze startym na tarce czosnkiem (nie posiadam praski :P). Dorzuciłam do tego szpinak i smażyłam do odparowania z niego wody (mrożonki -.-). Następnie dodałam opakowanie jogurtu naturalnego w miarę gęstego i smażyłam to wszystko razem jakieś 3 minuty przyprawiając solą i pieprzem do smaku. Na koniec dodałam ugotowany wcześniej makaron (choć tym razem nie posypywałam serem żółtym na wierzchu, to gorąco polecam, po prostu zapomniałam go kupić).



Jedzenie proste i jak dla mnie smaczne, ponieważ lubię szpinak ;)
Smacznego!


NIE WIEM CO SIĘ DZIEJE, ALE ZNIKAJĄ MI NIEKTÓRE KOMENTARZE :(

edit - jakie słodziutkie :)

sobota, 23 lutego 2013

Mój ulubiony zapach - wanilia

Jakiś czas temu skusiłam się na wizytę w nowo otworzonym w Polsce sklepie Bath&Body Works i... nie pożałowałam! Po wejściu do sklepu dosłownie nie wiedziałam na co mam patrzeć, gdyż było tam tyle pięknych opakowań. Jednak pierwszą rzeczą, która wpadła mi w oko były perfumy - Warm Vanilla Sugar.

Warm Vanilla Sugar 75ml - 100zł

Od razu spodobał mi się ich piękny, słodki i otulający zapach. I mimo że łaziłam jeszcze ponad pół godziny po sklepie i tak zdecydowałam się na ten produkt. Długo nie mogłam pogodzić się z zostawionymi pieniędzmi w tym sklepie, ale po kilku dniach mi przeszło. Dlaczego? Okazało się, że zapach utrzymuje się na ubraniu... do następnego prania! Było to dla mnie niesamowite (choć jak wiadomo - cudów nie ma i zapach powoli wietrzał), gdyż mimo upływu czasu perfumy powoli traciły swój intensywny zapach. Kolejnym plusem jest to, że jak się zorientowałam, można go kupić w promocji! W sklepie bywają promocje nawet do 50% na te perfumy :) W dodatku opakowanie jest przeurocze. W sklepie są dostępne również inne produkty z tej serii: balsam i mgiełka do ciała oraz żel pod prysznic


Perfumy są doskonałe na jesień/zimę, bo sprawiają wrażenie ciepłych, przytulnych i otulających. Co do wiosny/lata? Chyba niekoniecznie. Jednak zapach jest obłędny... Zdecydowanie mój ulubiony. Zapachów jest mnóstwo i w tym miejscu na pewno znajdzie się coś dla każdego, na każdą porę roku.





Polecam i życzę miłego dnia!

czwartek, 21 lutego 2013

Herbata na rozgrzewkę!

Dziś kolejny post o herbacie, ale tylko dlatego, że nie mam czasu zrobić zamierzonego posta. Planowałam napisać coś o składnikach kosmetyków, znalazłam również wiele ciekawych materiałów, jednak brakuje mi kilku godzin do tych marnych 24, żeby się ze wszystkim wyrobić.

Przepis na goździkową herbatkę

Składniki:
-kilka goździków (ja daję zwykle koło 10, bo lubię ten smak)
-plasterek cytryny
-2 plasterki pomarańczy
-kilka łyżeczek soku malinowego lub żurawinowego (w zależności od upodobania)
-saszetka czarnej herbaty


Zaparzamy herbatę razem z goździkami, najlepiej w jakiejś dużej szklance i czekamy aż troszeczkę przestygnie, żeby pozostałe składniki nie straciły właściwości odżywczych. Następnie wlewamy kilka łyżek soku malinowego lub żurawinowego (chociaż osobiście wolę malinowy) i dodajemy pokrojone wcześniej plasterki cytryny i pomarańczy (możemy je troszeczkę ugnieść łyżeczką, żeby było czuć smak). Jeśli ktoś lubi słodziutką herbatę, proponuję dodać jeszcze łyżeczkę miodu.

Voilà!

Herbatka bardzo dobra na zimowe wieczory lub na rozgrzewkę po zimowym spacerze. Smacznego!


wtorek, 19 lutego 2013

Zakupy + zielona herbata

Dziś dość męczący dzień... Skończyło się słodkie lenistwo - pora wracać do Warszawy na studia. Jako studentka chemii musiałam kupić fartuch laboratoryjny, by się jakimś kwasem nie upierdzielić przez przypadek.

Z góry przepraszam za jakość zdjęcia - robione kalkulatorem



Jestem z niego strasznie zadowolona, zaczynają się laborki, będzie dużo pracy, ale wreszcie coś się będzie działo. Następnie udałam się na zakupy, gdzie kupiłam śliczne perełki:

New look - 30zł

Wybrałam się po pantofle na koturnie, choć nigdzie żadnych nie znalazłam :( Znacie może sklep, w którym sprowadzają numer 35 lub małe 36 (z wyjątkiem CCC, Deichmanna i innej chińszczyzny)? Szukanie butów to dla mnie tragedia... Bardzo ciężko znaleźć porządne buty w tak małym rozmiarze, więc jeśli znacie jakieś sklepy/butiki z małą rozmiarówką, to dajcie znać :)

To tyle jeśli chodzi o zakupy. Teraz zapraszam do drugiej części notki, a mianowicie:

ZIELONA HERBATA


Zielona herbata jest najstarszą ze wszystkich herbat, liczy sobie ponad 5000 lat. To najpopularniejszy napój w krajach azjatyckich, głównie w Chinach i Japonii. Obecnie, gdy doceniamy wagę zdrowego odżywiania się, zaczyna być zauważana także przez Europejczyków.

Ta grupa herbat obejmuje największą ilość gatunków, które różnią się między sobą wyglądem zewnętrznym, smakiem, aromatem i jakością. Obecnie na świecie wytwarza się rocznie około 600 000 ton zielonej herbaty, z czego około 75% w Chinach.

W celu otrzymania zielonej herbaty, podczas produkcji świeżo zebrane liście pozostawia się do przeschnięcia i poddaje obróbce cieplnej, co powstrzymuje fermentację. Dlatego nazywamy ją niefermentowaną, nie przechodzi ona procesu utleniania. Dzięki zastosowaniu takiej obróbki, liście zachowują zielony kolor. Zachowują też prawie wszystkie właściwości lecznicze świeżych liści herbacianych, aromat jest najbardziej zbliżony do naturalnego. Posiadają także dużo większą zawartość witaminy C niż inne rodzaje herbat.

Napar z zielonej herbaty ma zielonożółty, słomkowy kolor, jest bardzo aromatyczny ma delikatny, ziołowy słodki-gorzki smak. Aby polubić zieloną herbatę, należy poznać tajniki jej zaparzania.

Woda, którą zaparzamy herbatę, powinna być źródlana lub filtrowana oraz mieć odpowiednią temperaturę (70-80 stopni). Zalanie zielonej herbaty wrzątkiem powoduje, że napar staje się żółtawy i mętny oraz gorzki i cierpki w smaku.

Jeżeli herbata ma działać pobudzająco, zaparzamy ją przez 2-3 minuty, jeżeli odprężająco - nieco dłużej (3-8 minut). Nie należy parzyć zielonej herbaty zbyt długo, gdyż będzie miała ona gorzki smak. Możliwe jest dwu- lub trzykrotne zaparzanie tych samych liści. Za każdym razem odnajdziemy w niej inny smak.

Właściwości zielonej herbaty:
  • Skład chemiczny liści herbaty jest bardzo bogaty i obejmuje związki garbnikowe, alkaloidy: teofina, teobromina, związki purynowe, lecytyna, kumaryny, witaminy B1, B2, B5, K, PP, olejek lotny i bardzo liczne związki mineralne zawierające wapń, magnez, żelazo, sód, fosfor, miedź, fluor, mangan, krzem i jod oraz barwniki: chlorofil, ksantofil, karoten, tealawinę i tearubiginę
  • Zielona herbata zawiera olejki eteryczne, aminokwasy, witaminy: C, E, K, a także sole mineralne
  • Chroni przed zawałem serca, stymuluje krążenie, reguluje ciśnienie krwi
  • Działa sprzyjająco na wygląd włosów, skóry i paznokci!
  • Łagodzi w znaczny sposób dolegliwości związane z reumatyzmem i chroni organizm przed jego wystąpieniem, działa pobudzająco i odprężająco
  • Dzięki zawartości katechiny obniża poziom cholesterolu całkowitego, wpływając jednocześnie na wzrost cholesterolu HDL, hamuje proces arteriosklerozy naczyń wieńcowych i mózgowych
  • Dzięki taninom charakteryzującym się działaniem przeciw bakteryjnym, zielona herbata jest dobrym środkiem w chorobach o podłożu zapalnym (grypy, biegunki, stany zapalne śluzówki jamy ustnej lub dziąseł)
  • Zielona herbata jest najbogatszym źródłem fluoru spośród wszystkich pokarmów, wzmacnia zęby i kości, chroni przed próchnicą
  • Dzięki goryczom reguluje wydzielanie żółci, pobudza trawienie, neutralizuje nadkwaśność gastryczną, wspomaga odchudzanie
  • Posiada właściwości przeciwutleniające, likwiduje wolne rodniki - spowalnia proces starzenia
  • Aktywne związki m.in: katechiny i taniny wykazują działanie antyrakowe i antymutagenne.

Już dwie filiżanki napoju pomogą pozbyć się wolnych rodników równie skutecznie, jak owoce zawierające witaminę C i E.

Zielona herbata - zielona energia

Herbata jest obfitym źródłem teiny, czyli herbacianego odpowiednika kofeiny – substancji zawartej w kawie. Choć z chemicznego punktu widzenia jest to właściwie ten sam związek, to działanie  teiny jest subtelniejsze. Wynika to ze wzajemnego oddziaływania wszystkich substancji wchłanianych z herbaty do krwi.
 
Teina podobnie jak kofeina ma działanie symulacyjne, mobilizuje ukryte pokłady siły i pobudza do działania. Korzystnie wpływa także na koncentrację, a rewitalizujący efekt spożycia naparu herbacianego utrzymuje się znacznie dłużej i jest zdecydowanie łagodniejszy. Właściwości te sprawiają, że herbata zielona jest uzupełnieniem wielu diet odchudzających i wspomagających treningi wytrzymałościowe.

Podobnie jak kawy tak i herbaty nie powinno się pić na pusty żołądek, ponieważ stymuluje do wytwarzania kwasów trawiennych.

Mam nadzieję, że trochę przekonałam Was do picia zielonej herbatki :) Co za dużo to niezdrowo, jednak każda informacja z tych, o których tu napisałam wydawała mi się ważna. Znaczna większość informacji pochodzi ze strony eherbata, którą znalazłam już jakiś czas temu. Ja osobiście zaniedbałam trochę regularne picie tej herbaty (bardzo trochę...), jednak wczoraj kupiłam opakowanie w Kauflandzie i wracam do nałogu! :)
Herbata - Bastek z Kauflandu, cena: niecałe 5zł, dostępna również w wielu smakach!
I jeszcze jedno - zdecydowanie lepsza jest liściasta niż ta w saszetkach (w saszetkach jest bardziej zmodyfikowana). Wystarczy 2/3 łyżeczki na kubek - liście baaaardzo lubią się rozkładać.

Pozdrawiam i przepraszam, że tak się rozpisałam :)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Moje skromne hobby(t) ;)

Władca Pierścieni - czyli książki, które przez przypadek stały się mi najbliższe...

Któregoś dnia, będąc jeszcze w Warszawie mój chłopak zaprosił mnie do kina na Hobbita. Nie byłam zbytnio przekonana, ponieważ tkwiłam w przekonaniu, że mnie to w ogóle nie interesuje, że nie lubię tego typu filmów, książek itd. Jednak nie spierałam się i z nadzieją na miło spędzony wieczór ruszyliśmy do Cinema City w Galerii Mokotów. Weszliśmy na salę i...


...byłam oczarowana! Bilbo Baggins skradł mi ewidentnie serce, jego towarzysze zresztą również. Po powrocie do domu, leżąc już w łóżku, nie mogłam zasnąć z nadmiaru wrażeń :)


Był to już koniec semestru zimowego. Po powrocie do domu ekspresowym i jak zwykle opóźnionym pociągiem pognałam do biblioteki po książkę, ale niestety... NIE BYŁO! Zeszłam jeszcze 3 biblioteki, a po Hobbicie ani śladu... Ale nic dziwnego, kiedy w kinie emitowany jest film. Postanowiłam więc zacząć od Władcy Pierścieni (choć to trochę od tyłu) i ani trochę się nie rozczarowałam! Książka pochłonęła mnie na amen. 



Ku własnemu zdziwieniu zaczęłam pochłaniać każde wydarzenie, śledzić losy wspaniałych bohaterów i przenosić się do Śródziemia. Cudowne odczucie! Jeszcze nigdy żadna książka mnie tak nie ujęła (chociaż po wielu miałam okazję tak mówić :P), ale jestem pewna, że będę do niej wracać jeszcze nieraz. Domyślam się, że niewiele jest osób, które nie widziały bądź nie czytały Władcy Pierścieni (ja osobiście robiłam to pierwszy raz, gdyż moja kinematografia jest baaaardzo uboga, w dodatku zawsze wypierałam się książek i filmów fantasy), ale gorąco zachęcam do lektury!

Frodo Baggins
Gandalf
Aragorn
Gimli
Legolas
Boromir
Frodo, Sam, Pippin i Merry

Byłam już bliska kupienia aparatu, jednak nie wiem, czy moje marzenie się spełni... A szkoda, bo bez własnych zdjęć ten blog wydaje mi się mało osobisty. Jakby wszystko było skądś pożyczone, skopiowane. Mam jednak nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się kupić coś w okazyjnej cenie, chociaż jest mi do tego coraz dalej :(

Dziękuję po stokroć za wszystkie komentarze i odwiedziny!

sobota, 16 lutego 2013

Coś dla ust

Witajcie!

Z racji tego, że jestem jeszcze jestem w swoim domu rodzinnym pożyczyłam od rodziców aparat, żeby porobić kilka zdjęć na bloga, jednak skończyłam je robić szybciej niż zaczęłam... Padły akumulatory! Niestety chyba już na amen... Dlatego musimy zadowolić się zdjęciami, które wygrzebałam w internecie.

Dzisiejszy post postanowiłam poświęcić swojej skromnej kolekcji błyszczyków. Pomysł narodził się stąd, że dostałam jeden z nich w prezencie na walentynki i od niego zacznę:

-INGLOT Sleeks Cream nr100
Fantastyczny błyszczyk! Piękny brzoskwiniowy odcień, zawiera bardzo delikatnie świecące drobinki. Konsystencja jak dla mnie idealna - nie za rzadka, nie za gęsta, nie skleja ust, pachnie i smakuje jak waniliowy budyń. Doskonały prezent (chociaż sama go sobie wybrałam :p), zdecydowanie mój ulubiony kosmetyk.



-MANHATTAN - Water Flash Lip Gloss
Niestety nie wiem jaki numer, jednak jest on zdecydowanie wyjątkowy. Kupiłam go rok temu, jednak używałam tylko dwa razy, gdyż kolor jest raczej bardzo odważny, a ja mam dosyć delikatny typ urody. Doskonale kryje, nadaje ustom bardzo wyrazisty kolor. Konsystencja bardzo zbliżona do inglota, opakowanie chyba identyczne, jednak nie trzyma się zbyt długo i przy wyciąganiu "patyczka" z opakowania strasznie się maże i ciapie... Jego zakup należał raczej do pochopnych :)

-L'OREAL - Studio Secrets Professional, glass shine, nr 831
Bardzo ładny odcień - lekko brązowy, zawiera mnóstwo drobinek, które pięknie się mienią na ustach. Konsystencja bardzo gęsta, co jest dla mnie dużym minusem i dozownik, który dodatkowo utrudnia nakładanie tak gęstego błyszczyku. Mimo wszystko godny uwagi ze względu na to jak wygląda na ustach (o ile się go dobrze rozprowadzi - inaczej skleja i się ciągnie). 


To tyle jeśli chodzi o błyszczyki, jednak chciałabym jeszcze wspomnieć o moim sposobie pielęgnacji ust. Usta posiadają bardzo delikatny i cienki naskórek, dlatego trzeba je odpowiednio nawilżać i pielęgnować, inaczej szybko staną się przesuszone, zaczną pękać. Ja na co dzień używam balsamu z Yves Rocher i jestem z niego bardzo zadowolona! Bardzo dobrze chroni usta, szybko regeneruje suche i popękane wargi, ładnie pachnie (orzeszkiem :)) i jest malutki, więc mieści się nawet do najmniejszych kopertówek.

-YVES ROCHER- baume nourrissant 


Minimum raz w tygodniu warto nałożyć na usta warstwę tłustego kremu lub maści i zostawić na 5 minut. Następnie należy jego nadmiar wmasować w naskórek.
Świetnym naturalnym kosmetykiem jest miód, który m.in. odżywia oraz świetnie nawilża wargi. Smarujemy usta grubą warstwą miodu, a po 5-10 minutach można go zetrzeć lub też...zlizać ;)
Są to sposoby przeze mnie wypróbowane gdyż często mam tego typu problem - moje wargi wysuszają się i szybko pękają...


To tyle na dziś :) Chciałam bardzo serdecznie podziękować za zainteresowanie moim blogiem, bardzo miłe i budujące komentarze! Mam nadzieję, że będzie was tu coraz więcej :)

Do miłego!

czwartek, 14 lutego 2013

Pierwszy komentarz!

Hejho!

Wchodząc dziś na bloga spotkała mnie przemiła niespodzianka - dostałam pierwszy komentarz, za którego bardzo serdecznie dziękuję! :) Jak każdy, kto dopiero zaczyna wie, że jest to całkiem sympatyczne odczucie. W związku z tym postanowiłam napisać dziś troszkę o serialu, który nałogowo oglądam (a istnieje taki tylko jeden), czyli o polsatowskiej Pierwszej Miłości.




Nie jestem fanką oper mydlanych, jednak nie wiedzieć dlaczego, ten serial wciągnął mnie do granic możliwości :D. Zaczęło się od sobotnich powtórek na Polsat2 (emitowali chyba po 5 odcinków), aż w końcu postanowiłam obejrzeć wszystkie odcinki na ipla - od pierwszego począwszy. Nie będę się tu rozpisywać, ponieważ jest wiele blogów na temat Pierwszej Miłości i tam można sobie poszperać w różnych, przeróżnych informacjach o tym serialu (poniżej podam linki tych, które najczęściej odwiedzam), ale mogę wyciągnąć kilka refleksji ze zmian, jakie nastąpiły, a nie powinny były nastąpić (oczywiście moim zdaniem):

1. Kinga z szalonej i bardzo zabawnej postaci stała się (jakby to ująć..)  matką polką - zajmuje się dziećmi, wszystko wybacza Adamowi i w dodatku poniekąd go utrzymuje - dlatego kibicuję jej i Arturowi!
2. Zamierzchłe czasy, jednak większą sympatię żywiłam do Pawła, którego grał Mateusz Janicki - nie potrafię powiedzieć dlaczego.
3. Wolałam, kiedy Ola była z Mikserem - pasowali do siebie, a za Dagą nie przepadam od samego początku.

I to chyba tyle jeśli chodzi o serial, jednak to jeszcze nie koniec postu!

Spójrzcie na datę - 14.02, czyli WALENTYNKI




Święto zakochanych, jednak niezbyt przyjemne dla singli. Wszędzie serduszka, prezenciki, balony i przeróżne ozdoby - no właśnie, ale czy tak naprawdę jest to potrzebne? Jak każde święto (choć nie wiem, czy można to tak nazywać) uległo komercji. Każdy sprzedawca chciałby zarobić, sprzedać jak najwięcej drogich prezentów, biżuterii czy nawet elektroniki, tylko po co to wszystko?


Ja jestem zwolenniczką małych prezencików - nawet ręcznie robionych! Bo czy nie jest tak, że sprawiają one największą przyjemność? :) Zamiast kupować gotowe produkty w sklepach można się pobawić w "zrób to sam"! Jakiś czas temu na stronie manualni.pl znalazłam bardzo fajny sposób na wykonanie prostego i zarazem uroczego pudełeczka z papieru, do którego instrukcję podam poniżej:



Potrzebujemy do tego:

Ozdobny papier lub karton
Ostre nożyczki
Linijki i ołówek dla ułatwienia.
Tasiemkę ozdobną (dostępną w każdej kwiaciarni)

Z przygotowanego papieru wycinamy kwadrat i dla ułatwienia dzielimy go przekątnymi od rogów. Wszelkie linie rysujemy po stronie papieru, która ma być niewidoczna w pudełku.

Następnie narożnik zaginamy do środka jak na zdjęciu wyżej. Należy robić to dokładnie bo inaczej pudełko może wyjść krzywe.

Następnie zagięty już róg ponownie zginamy na pół w kierunku środka kartki.

Następnie prostujemy zagięcia i podobnie czynimy z pozostałymi rogami kwadratu.

Gdy już tego dokonamy za pomocą nożyczek przecinamy kwadrat po liniach złożenia jak na powyższym zdjęciu.

Następnie dwa nie przecinane rogi zaginamy do środka i tutaj możemy pomóc sobie klejem i przykleić zagięte narożniki do dna pudełka, ale właściwie nie jest to konieczne – i tak będą się trzymać na swoim miejscu.

Potem boki pudełka podnosimy...

 … a ich “swobodne” brzegi zaginamy do środka na zakładkę.

Następnie odcięte wcześniej rogi zaginamy do wnętrza pudełka…

…. i jedna strona pudełka już jest gotowa. Tutaj rzeczywiście klej może się przydać, ponieważ założone brzegi mają tendencję do “wyłażenia” z pudełka.

Jeśli pudełko ma mieć pokrywkę to należy wykonać jeszcze jedno pudełeczko. Ale tym razem wycięty kwadrat musi mieć nieco mniejsze wymiary. Zależnie od wielkości pudełka różnica będzie inna. Gdy wykonujemy pudełko z papieru o formacie karki do drukarki to różnica powinna wynosić około 0,5 cm. Ale gdy jest to sztywniejszy karton to nawet 1 cm. Przy większych formatach różnica będzie większa.
 
Do takiego pudełeczka wystarczy włożyć kilka czekoladek, lub babeczkę własnej roboty i prezent mamy gotowy! Bardzo prosty i tani sposób na sprawienie najbliższym dużej przyjemności. Powodzenia!

Obiecane linki do blogów o PM:

Pozdrawiam!

środa, 13 lutego 2013

Co dalej?

Halo, halo! Jest tu ktoś? :)

Na razie bez własnych zdjęć, ponieważ dopiero planuję zakup lustrzanki cyfrowej (chociaż mam już pewne typy). Być może wyrobię się do końca moich studenckich ferii - się okaże, ponieważ nie jest to wcale łatwa decyzja. Próba wybrania odpowiedniego aparatu spośród setek stale zmieniających się propozycji wiodących firm to zadanie wymagające nieco czasu, wiedzy oraz cierpliwości. Na szczęście istnieją sposoby ułatwienia sobie całego zachodu, jaki się z tym wiąże - mam małego pomocnika, którego dostałam w prezencie na mikołajki jakiś czas temu:



Fantastyczna książka, zdecydowanie pomaga dowiedzieć się sporej ilości informacji na temat tego, jakiego rodzaju aparat powinniśmy wybrać do naszych własnych potrzeb i nie tylko. Liczne przykłady zdjęć, instrukcje i wskazówki, tematy fotografii a nawet obróbka zdjęć w różnych programach! Czyli jak widać jest w niej wszystko, czego potrzeba na początek, a nawet więcej.


Apocalyptica - Not strong Enough
piosenka ta kojarzy mi się z zarwaną nocką przed kolokwium z chemii - cała noc w tle


To tyle na dziś :)

wtorek, 12 lutego 2013

Nowy blog na blogspot.com!

Witam!

Od kilku lat zbierałam się, żeby założyć bloga, ale nigdy tak naprawdę nie wiedziałam o czym mogłabym pisać. Jeśli myśli się o tym dosyć poważnie, jest to nie lada wyzwanie - tylko długodystansowi blogerzy wiedzą jak trudno przyciągnąć uwagę czytelnika, zainteresować go swoimi przemyśleniami i własną "radosną twórczością". W każdym razie postanowiłam spróbować raz jeszcze i wreszcie się przełamać.
Tak więc... ZACZYNAMY!